WARSZAWSKI OŚRODEK PSYCHOTERAPII I PSYCHIATRII

WARSZAWSKI OŚRODEK PSYCHOTERAPII I PSYCHIATRII

Psychoterapia w leczeniu chorób i zaburzeń nie tylko psychicznych

 Tematem osiowym tego artykułu jest stres oraz to jak wpływa na zdrowie; a jeżeli uznamy go za czynnik na różne sposoby tworzący środowisko do zaistnienia a potem – podtrzymywania choroby – zatem pomijanie psychoterapii jako czynnika leczącego (oprócz farmakoterapii) wydaje się być znaczącą szkodą.
Utrzymywanie równowagi w układach nerwowym i endokrynnym (oś przysadka- podwzgórze – nadnercza) angażuje również układ immunologiczny (odpornościowy). Albo odwrotnie – brak tej równowagi odbija się na układzie immunologicznym co wiąże się z bazą do powstawania zaburzenia lub choroby.
Stres stoi za tym właśnie zaburzeniem równowagi; wydzielają się takie substancje chemiczne jak adrenalina, dopamina, kortyzol (ich funkcją jest mobilizacja organizmu do reakcji walki lub ucieczki) ale również substancje prozapalne, jak np. białko ostrej fazy (CRP), obecne m.in. w krwi obwodowej pacjentów z depresją czy pacjentów z chorobą afektywną dwubiegunową w fazie maniakalnej ( Albensi, Mattson, 2000; Bierhaus i wsp., 2003; Pace i wsp., 2006; Danese i wsp. , 2008; Dantzer i wsp., 2008; Sadock i wsp. , 2009).
   Mówiąc o psychosomatyce – związku czynników psychicznych ze stanem zdrowia fizycznego – mówimy o tym że stan emocjonalny na wczesnym etapie rozwoju może prowadzić do trwałych zmian struktur oraz funkcjonowania Ośrodkowego Układu Nerwowego, a one z kolei stają się czynnikiem chorobotwórczym; predyspozycją do powstania określonego zaburzenia czy choroby. Poruszając temat psychoterapii w leczeniu zdrowia należałoby odnieść się właśnie do badania życia człowieka od strony rozwojowej – jakie warunki towarzyszyły powstawaniu takiej a nie innej struktury charakteru, krótko mówiąc „jak tworzył się człowiek”.
   Możnaby zastanawiać się nad tym dlaczego jedna osoba będzie leczyć się na nadciśnienie tętnicze, druga na choroby układu oddechowego (np. astma), trzecia na dolegliwości skóry (np. liszaj ) a czwarta – depresję czy zaburzenie osobowości. Ważne jest też uwzględnienie holistycznego podejścia do organizmu – osoba z atopowym zapaleniem skóry może przejawiać objawy depresji czy lęku społecznego (wstyd) a osoba z przewlekłą depresją i objawami lękowymi może wytworzyć objawy nieprawidłowej pracy serca.
W powstawaniu określonego zaburzenia czy choroby według podejścia biomedycznego na pewno istnieje czynnik wrodzony w postaci słabości jakiegoś układu czy narządu oraz rodzaju układu nerwowego wpływającego na poziom wrażliwości na bodźce emocjonalne. Można spotkać osobę która po przeżyciu poważnej traumy rozwojowej (np. wykorzystywanie seksualne w dzieciństwie) będzie funkcjonowała zdrowiej (radzenie sobie w życiu, niższy poziom poczucia lęku) niż osoba która wzrastała z bardzo wymagającą i mało nagradzającą (emocjonalnie), wycofaną matką.
Etiologia depresji endogennej również może być ujmowana dwojako: przypisuje się jej powstanie czynnikom wewnętrznym czyli określonym poziomom neurotransmiterów mózgowych. Z drugiej jednak strony można cofnąć się o krok i założyć że poziomy te zostały wcześniej zaburzone jakimś wydarzeniem czy raczej etapem w życiu (o charakterze stresowym), który w sposób przewlekły ustalił biochemię mózgu na tymże zaburzonym poziomie ( Ladd i wsp. 1996; Sapolsky, 1996; Bremmer i wsp., 1997).
Fakt zaproszenia psychoterapii oprócz farmakoterapii do leczenia większości chorób (przewlekłych autoimmunologicznych, ale nie tylko -również samych pojedynczych objawów – np. bóli głowy o niezidentyfikowanym pochodzeniu) możnaby porównać do procesu gotowania wody w garnku na dużym ogniu i aby kipiąca woda nie wylewała się poza garnek- przykrywaniu go pokrywką. Przy silnym ogniu w pewnym momencie pokrywka zacznie podskakiwać a woda bulgocząc zacznie podchodzić do góry i wylewać się. Możemy wtedy dokładać starań i przytrzymywać mocno pokrywkę od garnka ale pewnie fizyka i tak zwycięży a przy tym możemy się poparzyć (tu widzę analogię do lekoodporności – na pewnym etapie musimy przyjmować na migrenę już nie jedną kapsułkę ibupromu ale 2 albo 3). Możemy natomiast zmniejszyć ogień pod garnkiem i uspokoić cały proces gotowania. Wprawdzie trzeba będzie dłużej poczekać ale wszystko odbędzie się spokojniej.
   Ważną obserwację przyniosła jedna z moich pacjentek ; lecząca się na chorobę Haschimoto. Zainspirowana tematem diety w tej chorobie (było to przed rozpoczęciem terapii), doprowadziła do bardzo dobrych wyników poziomów hormonów tarczycy. Taki stan trwał jakiś czas jednak potem zaczął się stresujący moment w jej życiu ( co więcej – dotyczący pozytywnego wydarzenia na które czekała); zaczęła się cała produkcja hormonów nerwowych z osi powstawania stresu i poziomy hormonów tarczycy podskoczyły do stanu chorobowego. Prawdopodobnie gdyby pani Ala miała wtedy sposobność pracy w temacie zagłębiania się w to co przeżywa i w jaki sposób a co za tym idzie – redukowania poziomu stresu, efekty diety mogłyby być utrzymane.
   W psychoterapii mamy szansę nawiązywać do wczesnych doświadczeń więzi ze światem czyli – z najbliższą osobą (osobami). Taką rolę najczęściej pełni matka. Dzięki tej relacji tworzy się struktura funkcjonowania jednostki w świecie (mówiąc :świat” mam na myśli relacje z ludźmi i „poczucie jakości bycia”) – świat może być przyjemny, zapraszający i dbający ale może niestety być też odrzucający, zaniedbujący i duszący a w końcu – destrukcyjny, przed którym chcielibyśmy się bronić i uciekać, ale jak- skoro sami nie damy sobie jeszcze rady… Trauma wczesnodziecięca może przyjmować najgorsze formy zaniedbania czy przemocy ale może też być lękiem który wytwarza się w dziecku na skutek stale kłócących się, krzyczących na siebie rodziców. Rozmiar traumy jest też indywidualną predyspozycją przeżywania. Tak czy inaczej – zaczyna zagnieżdżać się w naszym ciele w postaci wspomnianej wcześniej gospodarki hormonalnej (stres/lęk) ale też – w postaci „chowania” emocji których przeżywanie na tamtym etapie rozwojowym było dla dziecka za trudne i groziło rozpadem. Te emocje chcą mówić, chcą dać o sobie znać – bo zapomniane, zakopane – buzują jak ta woda w garnku. Choroby skóry na przykład mogą objawiać konflikt wewnętrzny w obrębie potrzeb i pragnień, których realizacja była zablokowana najpierw poprzez zewnętrzne (rodzic) a potem – uwewnętrznione zakazy, nakazy dotyczące ich realizacji (Franz Alexander). W terapii możemy sięgać do oglądania pewnych schematów (terapia poznawczo- behawioralna), które wytworzyliśmy w drodze rozwoju, przez które nadawaliśmy znaczenia sprawom, wydarzeniom i przeżyciom. Te znaczenia mogą wprowadzać niepokój czy wręcz lęk, np. jeśli myślimy (mamy taki schemat) że musimy nonstop udowadniać swoje dokonania, zmierzać do doskonałości, narzucamy sobie coraz wyższe standardy, relacje na tym cierpią a stres związany z nadmiarem oczekiwań i obowiązków zaczyna dawać się we znaki i pojawia się bezsenność lub depresja (bo w tej roli możemy czuć się też samotni).
To jakie emocje przeżywamy, do jakich dajemy sobie prawo też może decydować o rodzaju zaburzenia. Ktoś może mieć łatwiejszy dostęp do złości, będzie zatem działać w trybie adrenaliny i kortyzolu, kłócić się ze wszystkimi i wściekać o niezrozumiałe nawet dla siebie rzeczy. Jednak w terapii odkryjemy że tym co jest ważniejsze i bazowe – był smutek i samotność z okresu kiedy czuliśmy się opuszczeni przez rodziców. Jednak dostrzeganie smutku musiałoby wejść w konflikt z naszą wizją siebie jako silnych i samowystarczalnych. Złość dla takiej osoby jest łatwiejsza do przyjęcia ale zakrywa smutek, broni kontaktu z nim. Albo odwrotnie – ktoś kto nie pozwala sobie na przeżywanie złości…. Może być uległy, często – pomocny dla innych, ratujący wszystkich dookoła ale sam nie sięgając po pomoc w końcu poczuje się samotny i smutny. Ale złość, kumulująca się w nim w końcu zacznie uderzać w formie chorób z grupy autoagresji.
   Powrót (choć często trudny i bolesny) do wczesnych doświadczeń, jest potrzebny do odkodowania wzorców reagowania i odczuwania świata, tego jak „stawaliśmy się człowiekiem”. Odkrywamy, badamy dotychczasowy styl radzenia sobie z napięciem, często on sam w sobie również jest tematem terapii (np. samookaleczanie czy uzależnienia). Poprzez uważne przyglądanie się sobie z towarzyszącą, uważną, empatyczną i bezwarunkowo akceptującą osobą terapeuty, mamy szansę wrócić do tych obszarów w których miał proces tworzenia się objawów chorobowych i tak się w nim znaleźć, jak nie było to możliwe kiedyś. Czyli z pozycji Dorosłego, który nie musi zabiegać o uwagę rodziców byciem supergrzecznym i wzorowym uczniem lub przeciwnie- buntującym się dzieckiem. Mężczyzna cierpiący od lat na depresję zobaczy że jego autoekspresja była blokowana w procesie rozwoju przez nadopiekuńczą, kontrolującą mamę, która przecież chciała dobrze, ale tak się jakoś „zrobiło”, że człowiek ten nigdy nie miał szansy „stanąć na własnych nogach”, poczuć swój byt jako niezależny i czerpiący właśnie z tego siłę. Własną. Nie tę Mamy. Depresja zatem na tyle wycofuje go z życia na ile boi się sam nim zarządzać. Znów; może ów mężczyzna leczyć się przez lata środkami przeciwdepresyjnymi, stabilizatorami nastroju itd., ale bez psychoterapii będzie to tylko leczenie objawowe, nie sięgające źródła jego choroby.
W ujęciu terapii systemowych (rodzinnych) choroby i zaburzenia są rozumiane jako dysfunkcja całej rodziny. Osoba chorująca (jako najwrażliwsze ogniwo) pełni rolę reprezentanta wadliwie funkcjonującego systemu. Wadliwie – może też oznaczać „wadliwie” dla niego (np. w rodzinie o korzeniach prawniczych troje dzieci chętnie da się poprowadzić w stronę rodzinnej kancelarii ale czwarty brat któremu w duszy gra bardziej artystycznie – skończy z depresją wykonując zawód który go przydusza).
W rodzinach „psychosomatycznych” można doszukiwać się takich cech jak nadopiekuńczość, kontrola, sztywność czy niska tolerancja na problemy czy konflikty. Za czynniki chorobotwórcze uznaje się też uwikłanie, nadmierną bliskość członków rodziny, napięcia między rodzicami a w końcu – włączanie dzieci w konflikty między nimi ( Namysłowska, 1997).
   Na tej podstawie trudno jest wyobrazić sobie skuteczne leczenie np. astmy oskrzelowej u dziecka (czy później u dorosłego) samym sterydem,bez uwzględnienia czynników psychicznych których istnienie w takiej jak dotąd formie będzie wciąż produkować objaw duszności który przecież w swojej symbolicznej formie jest niczym innym jak „chęcią zaczerpnięcia oddechu. Własnego. Dla siebie”. Taki człowiek wzrastał w roli czynnika rozładowującego napięcia w rodzinie albo przynajmniej – w mamie, a działo się to w formie koncentracji na opiece nad nim – chorym. Jako dorosły człowiek bez uzyskanego dostępu do własnego JA (tego które mieszka pod objawem) – pozostaje na łasce leczenia farmakoterapią na wiele lat jeśli nie do końca życia.
   Jest wiele nurtów psychoterapii ; analityczna, humanistyczna, egzystencjalna, doświadczeniowa, psychodynamiczna, poznawczo-behawioralna (na jej gruncie wyrastają wciąż nowe – jak terapia schematów czy terapia dialektyczna)- każda z nich ma swoje mocniejsze i słabsze strony, jednak głęboko wierzę że każdy z tych nurtów w taki lub inny sposób będzie w stanie dotrzeć do istoty indywidualnego cierpienia czy trudności, do źródła choroby.